Księga rozpoczyna się inwokacją, czyli rozbudowaną apostrofą. Narrator prosi bóstwo (Matkę Boską) o „przeniesienie jego duszy utęsknionej” do kraju rodzinnego.
Przed oczami czytelnika ukazuje się tradycyjny szlachecki dworek litewski – drewniany, ale podmurowany z pobielanymi ścianami. Rzut oka wystarczy, by stwierdzić, że gospodarzom się powodzi – świadczą o tym zabudowania wokół i cała okolica.
Do dworku przyjeżdża dwukonną bryczką młodzieniec (Tadeusz Soplica, którego nie było w dworku przez 10 lat, ponieważ w tym czasie pobierał nauki w Wilnie). Dwudziestolatek wbiega do domu i ogarnia go wzruszenie na widok niezmienionego wnętrza – przygląda się portretom polskich bohaterów (Kościuszki, Jasińskiego, Rejtana) i nakręca stary kurantowy zegar, który wygrywa melodię „Mazurka Dąbrowskiego” (elementy wystroju wnętrza świadczą o patriotyzmie właściciela).
Po tak długiej nieobecności Tadeusz pragnie zobaczyć swój dawny pokój. Jest zaskoczony, ponieważ znajdujące się w nim przedmioty świadczą o tym, że aktualnie zamieszkuje go kobieta. Chłopak widzi pończoszki, sukienki, fortepian a na nim nuty i książki. W czasie gdy zastanawia się nad tym, kim może być ta kobieta, do pokoju wbiega zwinnie dziewczyna, ale na widok młodzieńca natychmiast ucieka.
Na powitanie Tadeuszowi wychodzi Wojski, który jest dalekim krewnym gospodarza (czyli Sędziego Soplicy) i przyjacielem rodziny. Tadeusz dowiaduje się od niego, że w domu przebywa wiele osób, ponieważ zbiera się na sądy graniczne, które mają rozsądzić spór o zamek między Sędzią a Hrabią (to ważna informacja!). Mężczyźni idą w stronę lasu, gdzie wszyscy udali się na przechadzkę. Widzą, że wieśniacy kończą pracę na polu:
Błysnęło (słońce), jako świeca przez okiennic szpary,
I zgasło. I wnet sierpy gromadnie dzwoniące
We zbożach, i grabliska suwane po łące,
Ucichły i stanęły: tak pan Sędzia każe,
U niego ze dniem kończą pracę gospodarze.
«Pan świata wie, jak długo pracować potrzeba;
Słońce, Jego robotnik, kiedy znijdzie z nieba,
Czas i ziemianinowi ustępować z pola».
Z powyższego fragmentu wyłania się obraz Sędziego – dobrego gospodarza, który dba o swoich pracowników. Grupa ludzi powraca z lasu, ale nie robi tego w sposób chaotyczny, idzie w określonym porządku, którego wymaga Sędzia (już nie tylko patriota i dobry gospodarz, ale także człowiek pielęgnujący tradycje szlacheckie!). Sędzia dla wielu jest niekwestionowanym autorytetem.
I przyjezdny gość, krewny albo człowiek cudzy,
Gdy Sędziego nawiedził, skoro pobył mało,
Przyjmował zwyczaj, którym wszystko oddychało.
Sędzia wita Tadeusza (swojego bratanka), jest wzruszony, ale stara się tego nie okazać.
Podczas nieobecności Wojskiego Woźny nakazał przeniesienie stołów i całej wieczerzy z podwórza do zamku, który stoi o dwa tysiące kroków od dworku (tego zamku, którego mają dotyczyć sądy graniczne). Woźny chce dobrze – myśli, że jeśli Soplicowie podadzą kolację w zamku, to sprawią w oczach ludzi wrażenie, że zamek jest już ich. Wojskiemu i Sędziemu nie podoba się ten pomysł, ale jest już za późno na zmianę.
Pokrótce wspomniana zostaje historia zamku: należał do rodziny Horeszków, ale od trzydziestu lat bez właściciela podupada. Nikt go nie chciał, bo koszty utrzymania są ogromne. Chętnym okazał się młody panicz z rodziny Horeszków, Hrabia. Gdy on zainteresował się zamkiem, wtedy ochotę na niego nabrał także Sędzia. Od pewnego czasu sądzą, ich sprawa trafia od sądu do sądu, teraz przyszedł czas na sądy graniczne.
Rozpoczyna się uczta. Goście zasiedli zgodnie z określonym porządkiem – zgodnie z wiekiem, sprawowanym urzędem i płcią. Tadeusz jako gość siedzi blisko Sędziego. Obok niego znajduje się puste miejsce. Goście siadają naprzemiennie (kobieta, mężczyzna), więc Tadeusz wie, że puste miejsce powinna zająć kobieta. „Napełnia to miejsce myślami” – jest przekonany, że obok niego usiądzie dziewczyna, którą wcześniej widział w swoim dawnym pokoju. Tadeusz jest tak skupiony na tych rozmyślaniach, że nie zajmuje się swoją drugą sąsiadką (mężczyzna powinien usługiwać paniom). Stanowi to pretekst do wygłoszenia przez Sędziego tzw. nauki o grzeczności.
Sędzia wstydzi się za bratanka i wygłasza ogólną mowę o współczesnej młodzieży. Wyjaśnia, że choć młodzi są teraz kształceni w szkołach, to z książek nie nauczą się odpowiedniego zachowania, że szkoły nie nauczą ich życia ze światem. Grzeczność bowiem wymaga obycia – trzeba wiedzieć, jak zachować się w danej sytuacji. Podkomorzy (autorytet, to ona przewodniczy sądom granicznym) potakuje, ale w końcu mówi, że jego zdaniem kiedyś było gorzej – gdy panowała moda na wszystko, co francuskie. Teraz w młodzieży jest nadzieja na wolną Polskę. Dyskretnie pyta siedzącego obok księdza Robaka o nowiny dotyczące ruchów wojsk Napoleona. Ksiądz zbywa go, ponieważ przy stole gościem jest Rosjanin, Nikita Rykow.
Do sali wchodzi piękna kobieta, ubrana inaczej od pozostałych. W ręku trzyma wachlarz. Siada obok Tadeusza i zaczyna z nim rozmowę (Tadeusz jest przekonany, że to spotkana przez niego dziewczyna). Podoba jej się ten młody, przystojny mężczyzna. Próbuje rozmawiać z nim po francusku o modzie, malarstwie i książkach, ale widzi, że chłopca to krępuje, że nie czuje się zbyt pewnie w tych tematach.
Wszczęła rzecz o mniej trudnych i mądrych przedmiotach,
O wiejskiego pożycia nudach i kłopotach,
I jak bawić się trzeba, i jak czas podzielić,
By życie uprzyjemnić i wieś rozweselić.
Tadeusz odpowiadał śmielej, szła rzecz daléj,
W pół godziny już byli z sobą poufali;
W tym czasie po drugiej stronie stołu kłóci się dwóch szlachciców: Asesor i Rejent (nie mylić z Rejentem z „Zemsty”; rejent to nazwa pełnionej funkcji). Każdy z nich twierdzi, że to jego pies (Sokół i Kusy) pochwycił zająca. Każdy z nich ma swoich stronników, więc emocje są duże. W pewnym momencie Rejent krzyczy nad uchem Tadeusza i zmusza go do wzięcia udziału w sporze. Wypowiedź Tadeusza nie podoba się Asesorowi, więc prosi o wypowiedź ciocię Tadeusza (złośliwie zwraca uwagę na fakt, że Telimena, z którą flirtował chłopak, jest jego ciotką – Tadeusz tego nie wiedział). Spór kończy Podkomorzy, który mówi, że kolejne polowanie rozstrzygnie, który pies jest bardziej chwytny. Wojski śmieje się z młodzieży, że uganianie się za małym zwierzem nazywają polowaniem.
Wszyscy idą spać.
Narrator opisuje tło zdarzeń – mowa o zaborach, Rosji, ale i o nadziei, jaką Polacy pokładają w Napoleonie. O tym, że o wielu działaniach dowiadują się od kwestarzy, czyli mnichów zbierających pieniądze dla klasztoru i podróżujących po świecie.
Takim kwestarzem jest ksiądz Robak (bernardyn – z zakonu bernardynów). On przynosi wieści do Soplicowa. Nie wygląda jednak jak typowy mnich – jego postawa i ruchy świadczą o tym, że w przeszłości był żołnierzem (wnikliwy czytelnik musi śledzić takie przypadkowe opisy narratora).
Przy mszy, gdy z wzniesionymi zwracał się rękami
Od ołtarza do ludu, by mówić: «Pan z wami»,
To nieraz tak się zręcznie skręcił jednym razem,
Jakby prawo w tył robił za wodza rozkazem,
I słowa liturgii takim wyrzekł tonem
Do ludu, jak oficer stojąc przed szwadronem:
Postrzegali to chłopcy służący mu do mszy.
Spraw także politycznych był Robak świadomszy,
Niźli żywotów świętych;