<<powrót – Chłopcy z Placu Broni – omówienie lektury
Nemeczek od kilku godzin siedział na drzewie i czekał aż zebranie Czerwonych Koszul dobiegnie końca. W głowie kłębiło mu się wiele myśli. Spodziewał się wszystkiego, ale nie tego, że Boka byłby zdolny do czegoś takiego. Jego Janosz był dobrym, sprawiedliwym i wyrozumiałym chłopcem – był dla Nemeczka autorytetem w pełnym znaczeniu tego słowa. To nie może być prawda. Chłopiec załkał. To go zdradziło.
Chłopcy kazali szpiegowi zejść z drzewa. Nemeczek spojrzał Gerebowi w oczy i nie znalazł tam przerażenia, wstydu, jedynie bezbrzeżny smutek. Może więc wszystko to, co usłyszał przed chwilą chłopiec było prawdą?
– Jesteś zdecydowanie dzielniejszy niż wskazuje na to twój wiek czy postura – rozpoczął Feri Acz a wszyscy wokół słuchali go w skupieniu. – Przyłącz się do nas a znajdziesz tu przyjaciół.
– Nigdy! Brzydzę się zdradą – odpowiedział Nemeczek z wysoko uniesionym podbródkiem.
– To nie jest tak, jak myślisz, Erno – zwrócił się do niego Gereb. – Ja nie zdradziłem, zostałem wyrzucony przez Bokę, bo obawiał się moich liderskich zapędów.
Przez chwilę jeszcze Feri Acz namawiał Nemeczka do zmiany decyzji, ale chłopiec nie ustępował. Wobec jego uporu dowódca Czerwonych Koszul nakazał wykąpać chłopca w zimnej wodzie. Wszyscy głośno się śmiali, ale wtedy wystąpił Deżo:
– Generale, proszę wykąpać mnie zamiast Nemeczka. On znalazł się tu z mojego powodu.
I tak się stało. Już nikt się nie śmiał. Gereb został wykąpany, ale nie skarżył się na swój los. Nemeczek chciał protestować, ale ból gardła przypomniał mu o tym, że to nie byłoby rozsądne. Teraz musiał tylko zastanowić się nad tym, jak rozmówić się z Boką. Nie chciał mieć przywódcy, który w zaciszu pozbywa się członków drużyny. A może Gereb kłamał?