<<powrót – Opowieść wigilijna – omówienie lektury
Odkąd pamiętam byłem niezwykle oszczędny. Jako zupełnie małe dziecko wszystkie otrzymane czy znalezione pieniądze chowałem skrupulatnie do świnki-skarbonki. Gdy musiałem uszczuplić swoje oszczędności, zawsze robiłem to z bólem serca. Czy zbierałem na konkretny cel? Otóż nie. Po prostu lubiłem wiedzieć, że gdyby przyszła jakaś katastrofa, to będę wypłacalny.
Pewnego dnia, nie tak dawno temu, wydarzyło się coś niezwykłego, co miało nieco odmienić moje spojrzenie na pieniądze. W moim sąsiedztwie zamieszkał pewien bogacz. Był to starszy mężczyzna z haczykowatym nosem. Miał surowy wyraz twarzy, choć jego oczy zdawały się mówić coś zupełnie innego. Zauważyłem, że nie mieszkał sam. Wraz z nim wprowadziło się młode małżeństwo z nowonarodzonym dzieckiem. W domu była też służba – kucharka, ogrodnik. Co ciekawe, wszyscy zdawali się niezwykle szczęśliwi.
Poczułem ukłucie zazdrości. Byłem przekonany, że oto powiedzenie jakoby „pieniądze szczęścia nie dawały” zupełnie straciło wartość. Przecież ci ludzie opływali w luksusy i to czyniło ich szczęśliwymi.
Jak zatem utorować sobie drogę do szczęścia? Obmyśliłem plan. Musiałem tylko zakraść się do domu sąsiada i niepostrzeżenie go… okraść. Razem z jego bogactwem całe to szczęście miało spłynąć na mnie. Tak, nic prostszego.
Wyczekałem chwili, gdy wszyscy domownicy poszli spać i wszedłem do środka. Pokój był dokładnie taki, jak sobie wyobrażałem: olbrzymia przestrzeń, na ścianach zdjęcia radosnych ludzi, w rogu kominek z dogasającym ogniem.
– Szukasz tu czegoś, mój drogi? – usłyszałem za plecami głos. Brzmiał tak, jakby ktoś mówiąc, przełykał odłamki szkła. Ciarki przeszły mi po plecach.
– Nie… Zgubiłem się i… – doskonale wiedziałem, że nie mogłem wymyślić bardziej bezsensownej wymówki. Patrzyłem na Scrooge’a, który najwyraźniej postanowił mi uwierzyć.
– Co do tego nie ma wątpliwości. Powiem ci coś, młody człowieku. Zdradzę ci mój sekret. Ja też przed laty się zgubiłem, ale pewne poczciwe duchy wskazały mi właściwą drogę. Chłopcze, to nie majątek czyni mnie szczęśliwy, ale fakt, że mogę go z kimś dzielić. Widziałeś tych ludzi, którzy się tu kręcili w ciągu dnia? To mój siostrzeniec Fred z rodziną i Bob Cratchit ze swoimi bliskimi. To na nich mi zależy i to mnie uskrzydla. Nie daj się zwieść fałszywym bożkom.
Nie wiem, jak długo słuchałem pana Ebenezera. Czułem się, jakby w mojej duszy układał wszystko na właściwe miejsce. Już wiedziałem, co robić. Wróciłem do domu i rozbiłem swoją ukochaną skarbonkę. Przeliczyłem swoje oszczędności. Było ich dość, by zabrać moich bliskich na krótkie, wspólne wakacje i nacieszyć się nimi za wszystkie czasy.