<< Syzyfowe prace – opracowanie
Rozdział I
Jest styczeń. Państwo Borowiczowie (Walenty i Helena) odwożą swojego ośmioletniego syna, Marcina, do szkoły elementarnej w Owczarach. Sami mieszkają w Gawronkach. Nie stać ich na prywatnego korepetytora, dlatego decydują się na szkołę pana Ferdynanda Wiechowskiego i jego żony. Zostaje ustalona cena za naukę i mieszkanie Marcina – pszenica, groch itd. Widać ogromne wzruszenie matki i miłość ojca do syna – chcą dla niego jak najlepiej.
Marcin zostaje sam. U pani Wiechowskiej jest też na wychowaniu dziesięcioletnia Józia i służąca Małgosia.
Marcin czuje się osamotniony, odrzucony. Tęskni za matką – wie, że spotkają się dopiero w Wielkanoc.
Pierwszy dzień w szkole wprawia go w zdumienie. Poznaje Piotra Michcika, który jako jedyny w klasie umie płynnie czytać po rosyjsku, choć arytmetyka sprawia mu problemy. Marcin nie rozumie nic w obcym języku i dziwi go, że na nowo musi nauczyć się alfabetu. Pod koniec lekcji pan Wiechowski próbuje nauczyć dzieci pieśni cerkiewnej (oczywiście po rosyjsku), ale dzieci próbują śpiewać analogiczną pieśń po polsku. Jasnym okazuje się, że nauczyciel zrobi wszystko, by „wtłoczyć” w uczniów właściwe słowa w obcym dla nich języku.
Marcinek dużo się uczy. Poza lekcjami w klasie, ma też zajęcia z panem Wiechowskim sam na sam. Robi duże postępy. Największy problemy ma z arytmetyką, ponieważ trudno mu wykonywać działania, gdy ma polecenia w języku, którego dopiero się uczy. Regularnie pisze dyktanda, w których popełnia po kilkadziesiąt błędów. Uczy się wierszy rosyjskich i ćwiczy się w kaligrafii. Tę ostatnią lubi, bo zastępuje mu ćwiczenia fizyczne.
Rozdział II
Przez dwa miesiące nie widzi rodziców i tęskni za nimi.
Do szkoły dociera informacja o zbliżającej się wizycie przełożonego pana Wiechowskiego, dyrektora Jaczmieniewa. Jest to wizytacja, która ma sprawdzić, czy Wiechowski dobrze sprawdza się w roli nauczyciela. W szkole dużo czasu poświęca się na przygotowanie uczniów. W dniu wizytacji początkowo Wiechowski pyta Michcika (ucznia, na którym polega), ale z czasem wychodzi na jaw, że cała klasa niewiele umie po rosyjsku, co więcej – większość lepiej umie czytać po polsku niż po rosyjsku (nauczeni zostali w domu). Jaczmieniew zwalnia pana Wiechowskiego. Mężczyzna z żalu upija się. Po jakimś czasie dyrektor wraca do niego i przeprasza za swój błąd. Okazuje się, że matki uczniów oczekiwały dyrektora przed wejściem i poskarżyły mu się na nauczyciela, żądając jego dymisji. Głównym zarzutem było to, że uczy dzieci tylko po rosyjsku i zmusza je do śpiewania pieśni cerkiewnych. To co było zarzutem według kobiet, stało się wielki atutem nauczyciela w oczach wizytatora i wrócił, by zapowiedzieć mu podwyżkę pensji. (Wyświawdczyły przysługę Wiechowskiemu, mimo że nie tego chciały.)
Rozdział III
Gimnazjum w Klerykowie. Rodzice tłoczą się w korytarzach w oczekiwaniu na terminy egzaminów do klasy wstępnej. Wśród oczekujących jest także Marcin ze swoją mamą. Trudno uzyskać jakiekolwiek informacje. Atmosfera jest napięta, wyczuwalny jest niepokój.
Pani Borowiczowa z synem idą do hotelu. Znajomy Żyd informuje ją o tym, że jego brat posłał brata do gimnazjum, a pomogły mu w tym korepetycje u wychowawcy klasy wstępnej, pana Majewskiego. Kobieta prosi o adres nauczyciela, organizuje pieniądze, by móc mu zapłacić.
Pan Majewski to Polak, który od dwóch lat „jest Rosjaninem” – udaje, że trudność sprawia mu mówienie po polsku, choć nigdy nie opuścił Klerykowa i nigdy w Rosji nie był. Zgadza się przyjąć Marcina na 8 lekcji i pobiera za nie opłatę z góry.
Rozdział IV
Okazuje się, że czasu wystarcza jedynie na 3 lekcje, ale opłata (która jest formą łapówki) wystarcza, by Marcin zdał egzaminy i dostał się do gimnazjum.
Po przyjęciu do szkoły czas na znalezienie stancji. Pani Borowiczowa idzie z Marcinem do swojej starej znajomej, pani Przepiórkowskiej, którą wszyscy nazywają starą Przepiórzycą. W domu mieszka jej syn Karol oraz dwie niezamężne córki. Karol jest zadowolony, że ich dawna sąsiadka trafia do nich z synem, bo zaoszczędzi mu to czasu na poszukiwania lokatora. Na stancję za kilka dni przybędą inni uczniowie. Na razie Marcin poznaje przyjaciół domu – radcę Somonowicza i Grzebickiego. Ci dwaj mężczyźni toczą żywą dyskusję na tematy polityczne – o oświacie (nie każdy powinien być wyedukowany, bo potrzebni są też zwykli wyrobnicy), o powstaniu listopadowym i styczniowym, o polityce cara Rosji. Panowie żalą się, że dożyli czasów, w których w polskim mieście, jakim jest Kleryków, polskie dzieci uczą się polskiego w języku rosyjskim.
Rozdział V
W klasie wstępnej Marcin bardzo się stara: „Uczył się pilnie, ze wzniosłą bezwzględnością, do której nie znalazło jeszcze dostępu ani zwątpienie, ani nieufność, ani żadne wyrachowanie, ani szacherka”. Największe problemy ma z językiem rosyjskim i arytmetyką, dlatego na stancji uczy się tych przedmiotów z korepetytorem. Pomocy nie wymaga w języku polskim, ponieważ z tego przedmiotu nie zadaje się prac domowych.
Korepetytorem jest Wiktor Pigwański, siódmoklasista. Na stancji mieszkają także bracia Daleszowscy – najstarszy nie lubi Marcinka i wywyższa się wobec niego, młodsi go tolerują, choć robią mu kawały. Mieszka z nimi także drugoroczny pierwszak Szwarc, który wypomina Borowiczowi, że uczniem się jest od klasy pierwszej, nie od wstępnej, ale i tak jest z nim w czymś na kształt koalicji przeciwko braciom Daleszowskim. Marcin czuje się samotny. Jedynie Przepiórzyca traktuje go dobrze. Początkowo względami darzy go także pan Majewski, z czasem to się zmienia: „Pan Majewski w rozmaitych porach dnia i wieczora odwiedzał stancję „Przepiórzycy”, gdyż wizytowanie stancji uczniowskich należało do zakresu jego obowiązków, łatwo tedy spostrzegł, że Borowicz nie jest synem rodziców zamożnych — i coraz szczuplejszą miareczką sympatię swoją mu wymierzał”.
Jesienią uczniowie spędzają czas na podwórzu szkolnym i bawią się w wojnę między Grekami a Persami, obrzucając się kasztanami. Pan Majewski nie przebywa w tym czasie na dziedzińcu, by nie słyszeć licznych wulgaryzmów. Po jednej z takich bitew Marcin ma tak obite żebra, że nie może spać na boku.
Któregoś dnia do odpowiedzi zostaje wywołany Gumowicz, kolega z ławki Borowicza. Jest to syn biednej akuszerki, który mimo przygotowania, zawsze źle wypada przy odpowiedzi. Pan Majewski pastwi się nad nim i udowadnia mu jego niewiedzę, kpi z niego ku uciesze klasy.
Rozdział VI
Pani Borowiczowa ma do załatwienia sprawę w Klerykowie. Korzystając z tego, że akurat zbliżają się Zielone Świątki, załatwia u pana Majewskiego urlop dwudniowy dla Marcinka i zabiera go do Gawronek. Droga do domu jest dla chłopca wzruszająca, obserwuje przyrodę i wszystko budzi w nim wspomnienia. Furman opowiada historię ukradzionej klaczy, która teraz wiezie wóz. Okazuje się, że przed czterema tygodniami została ukradziona, ślady prowadziły do stawu. Po dniu poszukiwań sama wróciła do domu, zerwała się złodziejowi z postronka. Marcina wzrusza ta opowieść.
Matka czule rozmawia z synem i pyta, czy zawsze będzie ją tak kochał. Chłopiec zrywa kwiatki z pobliskiej kapliczki i daje je matce. Bardzo ją kocha.
Rozdział VII
Latem umiera pani Borowiczowa. Ojciec nie rozpieszcza syna tak jak matka, dba o to, by miał niezbędne rzeczy, ale nie poświęca mu tyle uwagi, bo ma teraz na głowie całe gospodarstwo. Marcin jest w klasie pierwszej i opuszcza się w nauce. Przyjaźni się z Wilczkiem, który uczy go tzw. wykpiwanki, czyli sposobów na oszukiwanie nauczycieli i korepetytora. Wilczek miał w zwyczaju uciekać także z mszy w kościele i do tego nakłaniał Borowicza. W grudniu idą poślizgać się na lodzie, tarzają się w śniegu aż Marcinowi robi się zimno i postanawia wrócić do kościoła, by się zagrzać. Chowa się w korytarzu kościoła i staje się przypadkowym świadkiem rozmowy pomiędzy księdzem Wargulskim a inspektorem gimnazjum. Inspektor jest oburzony, że pieśni w kościele (ku chwale cara) śpiewane są po polsku. Ksiądz Wargulski mówi, że to jego decyzja i wskazuje inspektorowi drzwi do wyjścia. Ksiądz odchodzi i następuje na schowanego Marcinka. Wymusza na nim obietnicę, że nikomu nie powtórzy tego, co widział.
Rozdział VIII
Wychowawcą w klasie pierwszej jest profesor Rudolf Leim, nauczyciel łaciny w klasach niższych. Wcześniej był wybitnym historykiem, nauczycielem języka niemieckiego i języki starożytne. Od chwili gdy językiem wykładowym w gimnazjum stał się rosyjski, Leim został zdegradowany do bycia nauczycielem w klasach młodszych. Choć sam w domu mówi po polsku a jego córki są aktywistkami, patriotkami, to w szkole wymaga używania języka rosyjskiego. Jest służbistą, wykonuje polecenia, dzięki czemu zachowuje stanowisko w szkole. Jest pogardzany przez uczniów, choć trzyma w klasie dyscyplinę. Pewnego dnia skazuje Marcinka na dwugodzinną kozę, ponieważ na tablicy znalazł zapis dyżurnego, że Marcin rozmawia po polsku.
Rosyjskiego uczy w Klerykowie profesor Ozierskij, który dyscypliny w ogóle nie umie utrzymać. Jego lekcje sprawiają wrażenie jakby nauczyciel postradał zmysły i gadał do siebie, bo nikt go nie słucha. Uczniowie tylko co i rusz wymyślają nowe dowcipy, by mu dokuczyć (np. przeciągają linkę między stolikami, by się wywrócił). Co więcej, nigdy sam nie umie trafić do domu, zawsze każe się prowadzić jednemu z uczniów.
Klasa pierwsza ma także lekcje języka polskiego. Jest to przedmiot nieobowiązkowy. Prowadzi go profesor Sztetter, który bardzo boi się o utratę pracy i w zasadzie przez to niczego nie uczy. Cała lekcja odbywa się po rosyjsku i stanowi dla uczniów katorgę. Nauczyciel nie budzi szacunku, uczniowie często wagarują (lekcje odbywają się przed innymi zajęciami).
Innym nauczycielem jest profesor Nogacki, który wykłada arytmetykę. „Był to urzędnik surowy, nauczający dobrze, profesor zimny, sumienny i sprawiedliwy. Nikt nie wiedział, co on myśli, a nikomu do głowy nie przychodziło mniemanie, że on co czuje”. Na jego lekcjach uczniowie nie tylko mówią, ale nawet myślą po rosyjsku, choć on sam nie uważa się za rusyfikatora.
Rozdział IX
Marcin jest już uczniem klasy trzeciej. Nie jest wybitny, raczej przeciętny.
Z wiosną znalazł nowe zajęcia i wraz ze współlokatorami strzela do celu z broni. Któregoś dnia przyłapuje ich żandarm – bracia Daleszowscy uciekli, pozostali Marcin i Szwarc (udało się im jedynie wyrzucić w krzaki proch i naboje).
Obydwaj chłopcy noc spędzają zamknięci w klasie gimnazjum. Szwarc śpi, Borowicz panikuje, wyobraża sobie najgorsze kary. Rano stają przed radą pedagogiczną, są pytani o to, czy strzelali z broni. Szwarc zaprzecza, Marcin mówi natomiast, że strzelał, ale bez prochu, co budzi powszechne rozbawienie. Postanowiono, że nie zostaną wyrzuceni ze szkoły, karą będzie jedynie długa koza.
Łaskę ten Marcin przypisuje wstawiennictwu swojej zmarłe matki. W efekcie od dnia zakończenia kozy codziennie zaczyna chodzić do kościoła i pogrąża się w modlitwie. Ta sprawia, że nie czuje się tak samotny. W kościele w tym samym czasie przebywa żebrak, z którym łączy Marcina niewidzialna nić porozumienia. Gdy spotykają się przypadkiem na ulicy w świetle dnia, mężczyzna uśmiecha się, a Marcin odczuwa wzruszenie.
Rozdział X
Wakacje między czwartą a piątą klasą. Gospodarstwo w Gawronkach podupada, widać, że ojciec Marcinka posunął się w latach.
Czas sianokosów. Marcin ma pilnować kosiarzy. Dostaje od ojca dubeltówkę z nabojami, co wzrusza go, bo do tej pory mógł ją nosić jedynie nienabitą. Cały dzień ugania się za ptactwem, bez powodzenia. Zaniedbuje obowiązki, ale od tego dnia codziennie o świcie wyrusza ze strzelbą na polowanie.
Często wychodzi z Szymonem Nogą, człowiekiem dość leniwym, biegłym w sztuce myśliwskiej. Sam nie pracował, wyzyskiwał żonę, a czas spędzał na tułaczce. Pewnego dnia opowiada Borowiczowi historię jednego z sąsiadów, Kostura. Ten napotkał dwóch Moskali prowadzących między końmi powstańca. Bili go, szturchali, znęcali się nad nim. W pewnej chwili Kostur zastrzelił jednego z nich, drugi uciekł. Powstaniec chwilę później umarł, Kostur go pochował. Opowiadanie nie robi jednak wrażenia na Borowiczu, który nie interesuje się polityką, a o powstaniu myśli jak najgorzej, ponieważ jego ojciec na nim ucierpiał.
Innym razem wybierają się na polowanie na głuszce. Szymon nakazuje Marcinowi przygotować wódkę, kiełbasę i chleb. Wódka ma być wabikiem na ptaki. Okazuje się jednak po czasie, że to Szymon wypija alkohol, a głuszców w okolicy nie ma od dawna.
Rozdział XI
Po wakacjach Marcin zastaje w szkole duże zmiany kadrowe. Nowi nauczyciele to: dyrektor Kriestoobriadnikow, inspektor Zabielskij, nowy nauczyciel łaciny Pietrow, pomocnik gospodarzy klasowych Mieszoczkin i nauczyciel historii Kostriulew.
Wprowadzono też nowe zwyczaje: patriotyczną inaugurację roku szkolnego, rewizje stancji (przeszukiwanie uczniowskich kuferków, sienników), zakaz czytania polskiego literatury.
„W zaprowadzonym systemie strzeżenia uczniowie byli z natury rzeczy, z predestynacji niejako, istotami, które należało śledzić, podglądać, ścigać, łapać i badać. Ponieważ jednak patriotyczna gorliwość śledzących przede wszystkim zwracała uwagę na przestępstwa natury nie tyle moralnej, ile politycznej, więc też cała zwyczajna walka uczniów z nauczycielami przybierała stopniowo cechę głuchego politycznego sporu.”
Kriestoobriadnikow i Zabielskij mają specyficzną taktykę – przyłapują uczniów i darują im karę jak ojcowie, w konflikcie z polskimi nauczycielami zawsze stają po stronie uczniów, czym budzą ich wdzięczność. Nie stosują terroru i przemocy. Zabraniają jednak uczniom uczęszczania do teatrów na polskie sztuki, dbają o stopniowe wynarodowienie Polaków. W Klerykowie przemianowywane są nazwy ulic, placów.
W Klerykowie ma występować rosyjski teatr amatorski. Borowicz z kolegą na przekór innym wybierają się na tę sztukę. Podczas przedstawienia orientują się, że są obserwowani przez grono pedagogiczne swojego gimnazjum. Widzą, że spojrzenia są niezwykle przychylne. W przerwie podchodzi do nich pan Majewski i zaprasza do loży, w której znajduje się dyrektor oraz gubernator. Chłopcy są później częstowani słodyczami. Następnego dnia w klasie Borowicz jest faworyzowany przez rosyjskich nauczycieli. Inspektor Zabielskij zaprasza go do swojego mieszkania, w którym ugaszcza go, częstuje specjałami i rozmawia, żaląc się na to, że młodzież nie ma do niego zaufania. „Pod koniec wizyty Borowicz był już niemal zakochany w inspektorze tym płomiennym i entuzjastycznym uczuciem, jakie pali się dla pierwszego mistrza w duszy młodzieńczej”.
Rozdział XII
Do Klerykowa zmierza nowy uczeń – absolwent czwartej klasy w Przygłowach – Andrzej Radek. Idzie już drugi dzień, jest utrudzony drogą, bo przemierza ją pieszo. Zatrzymuje się w podrzędnej karczmie, gdzie kupuje piwo i czerstwe bułki. Szynkarka wypytuje go o pochodzenie. Andrzej okłamuje ją, że nie ma rodziców i dlatego musi sam o siebie zadbać.
Andrzej Radek pochodzi ze wsi Pajęczyn Dolny, jest synem ubogiego fornala. Mieszkał w czworakach dworskich, jego głównym zajęciem było wypasanie gęsi a później świń. Na jego drodze pojawił się jednak Antoni Paluszkiewicz, przez swój uporczywy kaszel zwany Kawką. Był to korepetytor dwóch synów z dworu. Mały Radek specjalizował się w dokuczaniu nauczycielowi i przedrzeźnianiu go. Któregoś dnia belfer chwycił go i zaniósł do swojego mieszkania. Tam podsunął mu książki o zwierzętach do obejrzenia. Początkowo malec był nieufny, przekonany, że spotka go kara, ale w końcu ilustracje go pochłonęły. Od tego czasu codziennie przychodził do nauczyciela. Ten z czasem nauczył go czytać po polsku i po rosyjsku aż w końcu zapisał go do Progimnazjum w Pyrzogłowach i z własnych pieniędzy opłacił jego stancję i utrzymanie. Niedługo potem umarł. W trzeciej i czwartej klasie Radek musiał się już sam utrzymywać – udzielał korepetycji. Nie chciał jednak na tym skończyć nauki, Kawka zaszczepił w nim bowiem pragnienie wiedzy, marzenie o uniwersytecie. Po czterecg latach nauki powrócił do Pajęczyna Dolnego, ale czuł, że tam nie pasował. Każdy widział w nim pastucha świń, mimo że w nim zaszły ogromne zmiany. Zdecydował się ruszyć do szkoły, choć od rodziców nie mógł wiele dostać.
W karczmie, w której znajduje się po drodze, karczmarka oskarża go o ucieczkę z domu, dlatego Radek ucieka. Po drodze prosi chłopa o podwiezienie go wozem za dwadzieścia groszy. Po krótkiej chwili rezygnuje z podwózki, ale pieniędzy nie odzyskuje. Niedługo później woła go mężczyzna jadący bryczką i sam proponuje zabranie go na wóz.
Po krótkiej rozmowie okazuje się, że to pan Płoniewicz, który poszukuje niedrogiego korepetytora dla swojego syna pierwszoklasisty w zamian za dach nad głową i jedzenie. Andrzej Radek jest szczęśliwy. Udaje mu się zapisać do klasy piątej i zaczyna się jego edukacja w klasie piątej.
Korepetycje zajmują mu większość czasu, ponieważ młody Płoniewicz nie jest zbyt błyskotliwy. Sam Radek uczy się zwykle po północy. W klasie uczniowie śmieją się z Andrzeja Radka – z jego ubrania, akcentu, wymowy. Niektórzy go przedrzeźniają, co wywołuje u niego wstyd i wzbudza w nim cichą chęć zemsty.
Któregoś dnia pan Nogacki wzywa Radka do odpowiedzi. Chłopak się myli, nie może sobie poradzić z narysowaniem odpowiedniej linii. Tymkiewicz w tym momencie zaczyna naśladować gwarę i Radkowi udaje się odpowiedzieć bardzo dobrze. Cała klasa się śmieje. Tuż po zakończonej lekcji Radek biegnie do Tymkiewicza i zaczyna go okładać pięściami. Do sali zostają wezwani dyrektor i inni nauczyciele. Dyrektor informuje, że Radek zostanie skreślony z listy uczniów, Tymkiewicz po dojściu do siebie będzie musiał odsiedzieć cztery godziny w kozie.
Radek siedzi przed szkołą i nie do końca to wszystko do niego dociera. Nie wie, co ma zrobić, dokąd pójść. Jest zrozpaczony, bo jedynym jego celem jest teraz nauka. Nieoczekiwanie dosiada się do niego uczeń klasy szóstej, Marcin Borowicz. Proponuje mu, że wstawi się za nim u inspektora, który go lubi, i tak też robi. Radek zostaje wezwany przez dyrektora i dostaje ostatnią szansę. Może wrócić do klasy na lekcję greckiego.
Chłopak próbuje przypomnieć sobie twarz swojego wybawiciela, ale nie jest w stanie. Ogarnia go wzruszenie.
Rozdział XIII
W czasie gdy Marcin jest uczniem klasy szóstej społeczność dzieli się na dwa stronnictwa: literackie (czytają literaturę rosyjską, wytykają błędy Polakom, rusofilizm uznają za postępowość) – do nich należy Borowicz i wolnopróżniaków.
„Tak tedy propagacyjne działania inspektora Zabielskiego wydały płód o tyle, że całą
młodzież należącą do ćwiczeń literackich zniechęciły do rzeczy ojczystych, których wcale
nie znała, zasiały w umysłach specyficzny, wybitnie klerykowski wstręt do wszystkiego co polskie”.
Wolnopróżniacy to chłopcy pochodzący z zamożnych rodzin. Ich działania są nielegalne, ale są grupą solidarną, w której nie ma donosicieli czy lizusów. Głównie zajmują się grą w karty. Podczas rekolekcji zostają prawie złapani na grze przez grono pedagogiczne.
Uczniowie klas starszych niewiele korzystają z lekcji – mało kto uczęszcza na zajęcia z języka polskiego. Jedynie matematyka i źle wykładana fizyka cieszą się powodzeniem.
W pewnej chwili mimo zakazów w ręce trafia książka, która zmusza ich do myślenia: „History of civilisation in England” Henryka Tomasza Buckle’a. To czas, w którym Borowicz staje się ateistą. Dużo czasu poświęca na samokształcenie w kierunku anatomii i fizyki.
Rozdział XIV
Klasa siódma. Borowicz rozmawia z Waleckim, zwanym Figą. Walecki jest drugim uczniem w klasie – drugim tylko dlatego, że bywa pyskaty wobec nauczycieli. Stronnictwo literackie, ateistyczne chce pozyskać Figę do swoich szeregów, ale on jest oporny. Jego matka jest katoliczką i śledzi każdy jego krok.
Na lekcji historii nauczyciel Kostrulew często wykracza poza program, by jak najbardziej pognębić Polaków i pokazać im, jak zły był ich kraj. Tym razem opowiada o tym, jak zły jest katolicyzm i dla zobrazowania tego twierdzenia odczytuje tekst, w którym mowa o zakonie żeńskim, w którego piwnicy znaleziono dziesiątki trumienek nowonarodzonych dzieci. Walecki nie wytrzymuje i nakazuje nauczycielowi zaprzestać czytania kłamstw. Twierdzi hardo, że protestuje w imieniu całej klasy. Nauczyciel sprowadza do klasy grono pedagogiczne i inspektor rozpoczyna dochodzenie. Uczniowie nie wiedzą, jak się zachować. Nie upoważniali Waleckiego do wypowiadania się w ich imieniu, ale z drugiej strony jest ich kolegą. W końcu inspektor pyta Borowicza. Ten stanowczo odpowiada, że nikt Waleckiego nie upoważnił, a klasa z przyjemnością słucha nadprogramowych treści. Według niego był to ciekawy „krytyczny rzut oka na machinacje jezuitów w upadającej i upadłej Polsce”. Kolejni uczniowie powtarzają dokładnie to samo. Jedynie Rutecki mówi, że on jest po stronie Waleckiego. Winni zostają wyprowadzeni z sali. W klasie powstaje szum – uczniowie wiedzą, że postąpili źle, ale Marcin przekonuje ich, że mieli rację.
Za zgodą matki Walecki zamiast wydalenia ze szkoły zostaje obity rózgą i obolały wraca do klasy. Przeszywa Borowicza straszliwym spojrzeniem.
Rozdział XV
Po Bożym Narodzeniu uczniowie zastają w klasie nowego kolegę – jest nim Bernard Sieger (Zygier). Chłopak został wydalony z gimnazjum w Warszawie i za wstawiennictwem kogoś ważnego przyjęty do gimnazjum w Klerykowie. Od razu widać, że nauczyciele otaczają go szczególną „opieką”. Mieszka u Kostriulewa, nie może się z nikim spotykać, codziennie przeszukiwany jest jego tornister.
Lekcja języka polskiego – znudzeni uczniowie czytają niezwiązane z przedmiotem rzeczy. Zwracają uwagę nauczyciela na obecność nowego ucznia. Sztetter prosi go o przełożenie wiersza na język rosyjski i rozbiór zdań, który chłopiec robi bezbłędnie po polsku. W końcu pyta o jego zainteresowania czytelnicze. Bernard przyznaje, że w Warszawie poznał wiele utworów romantyków, w tym Mickiewicza. Nauczyciel z niepokojem pyta, czy zna jakiś utwór na pamięć. Zygier rozpoczyna recytację „Reduty Ordona”. Figa staje na czatach, by zaalarmować klasę, gdyby ktoś zbliżał się do sali. Recytacja jest emocjonalna, wzrusza i porusza uczniów. Wsłuchują się oniemiali, otwierają się im oczy na prawdę historyczną. Borowicz przypomina sobie nagle historię powstańca zabitego przez Moskali, opowiedzianą podczas polowania przez Szymona Nogę. Nauczyciel pozornie niewzruszony, płacze.
Rozdział XVI
Marcin Gontala, ósmoklasita mieszka na stryszku zwanym „górką u Gontali”, gdzie spotykają się koledzy w tajemnicy przed światem. By się do niego dostać, można przesunąć sztachetę w płocie i przejść przez deskę nad kanałkiem. Często pojawiają się u niego: Borowicz, Walecki, Zygier i Radek (tych dwóch ostatnich łączy wielka przyjaźń na śmierć i życie). Spotkaniom przewodniczy Zygier, który otwiera przed innymi nowy świat informacji – rozmawiają o Polsce, czytają poezję wygnańczą, poznają historię rewolucji i upadków. Zaczęto łamać zakazy i poznawać dzieła Mickiewicza, uczyć się ich na pamięć. Literatura ma na chłopców ogromny wpływ. Wiele dzieł przynosi na spotkania Radek, które znalazł je w wyrzuconej szafce Płoniewicza. Borowicz także czyta wszystkie utwory, czuje, jak w nim coś pęka. Wielkie wrażenie robią na nim „Dziady”, które wywołują w nim poczucie winy za to, że tak dawał się rusyfikować. Do spotykających się na górce literatów dołączają też wolnopróżniacy, ale nie są tak zafascynowani literaturą polską – dla nich wszystko, co niewymagane w szkole, jest zbyteczne.
Pewnego dnia spotkanie ma się rozpocząć o godzinie dziewiątej. Marcinowi przedłużają się korepetycje i może dotrzeć dopiero godzinę później. W pobliżu mieszkania Gontali widzi nieoczekiwanie nauczyciela Majewskiego, który ewidentnie szuka uczniów, którzy „zeszli na złą drogę”. Marcin przyczaja się, a w chwili gdy nauczycielowi udaje się przejść na drugą stronę kanałku, usuwa deskę, po której mógłby wrócić. Majewski orientuje się, że jest w pułapce i próbuje z daleka przekupić Borowicza (nie wie, że to on), by oddał kładkę. Borowicz jednak raz za razem ciska w niego błotem. Nauczyciel brodzi w poprzek kanałku i w fatalnym stanie wraca do domu. Marcin biegnie do kolegów i nakazuje im się rozejść, ponieważ spodziewa się powrotu nauczyciela. Rzeczywiście koło północy powraca Majewski w towarzystwie dwóch strażników miejskich, ale nie znajdują śladu po spotkaniu, a kładka znowu jest na miejscu.
Rozdział XVII
Klasa ósma, czas przygotowań do matury. Większość chłopców uczy się w grupach, Borowicz uczy się sam.
Pewnego dnia idzie do parku, by orzeźwić się wodą z fontanny, gdy dostrzega na ławce siedzącą Birutę (Annę Stogowską – jedną z najlepszych uczennic siódmej klasy gimnazjum żeńskiego) i zamiera w nim serce.
Ojciec Anny jest lekarzem wojskowym, który wdał się w romans z rosyjską dziewczyną, z którą się ożenił. Zakochana w nim kobieta nauczyła się doskonale języka polskiego i język polski uczyniła językiem w domu. Poznała historię Polski i pokochała ten kraj do tego stopnia, że wyrzekła się swojej rodziny, do jej domu nie mieli wstępu Rosjanie. Wiedziała, że jej pochodzenie jest jej przekleństwem. Czuła, że to ona prowadzi do upadku męża. Była bardzo nieszczęśliwa. Gdy miała lat trzydzieści, umarła na zapalenie płuc.
Anna jako powiernica matki czuła się tak jak i ona źle. Przysięgła, że nie wyjdzie za mąż, bo wiedziała, że czy wybierze Polaka czy Rosjanina, będzie źle. Chodziła do cerkwi, ale wciąż się buntowała. Po śmierci matki zajęła się opieką nad pięciorgiem rodzeństwa – wszczepiała w nich nienawiść do Rosji.
Marcin zakochał się w Birucie już zimą, choć nigdy z nią nie rozmawiał. Gdy w pamiętniku, do którego miał się wpisać, zobaczył wpis wykonany ręką Biruty, wyrwał kartkę i zaczął przechowywać jak skarb. Widywał ją jedynie z daleka aż do dnia, gdy znalazł się w parku przy źródełku.
Borowicz patrzy na Annę, myśli o Annie, nie może się na niczym innym skupić. Gdy o siódmej dziewczyna opuszcza swoją ławkę, on nie może ruszyć się z miejsca. W nocy ponownie przychodzi do źródełka, by rozmyślać o dziewczynie. O świcie Anna przychodzi znowu, by uczyć się w parku. Nie zwraca na chłopca uwagi, a ten wpatruje się w nią jak w ziszczone marzenie. Gdy spogląda na niego, przeszywa ją bolesny dreszcz. Przez kolejne dni Biruta nie przychodzi, Marcin przeżywa katusze. Jest przekonany, że już więcej nie zobaczy ukochanej dziewczyny. W końcu idzie do parku siada na jej miejscu, obcałowuje powietrze, płacze, w końcu ze świtem przenosi się na swoją ławkę. I wtedy przychodzi Anna. Początkowo nie patrzy na Marcina, próbuje się uczyć, ale w końcu podnosi wzrok i uśmiecha się do niego z trwogą. Patrzą na siebie, a ich szczęścia nie zakłóca żaden dźwięk.
Od tego czasu – czasu wyznania miłości spojrzeniem – Marcin nie widzi Biruty. We wrześniu wraca do Klerykowa załatwić sprawy urzędowe i trafia wprost na starą Przepiórzycę. Ta zaprasza go na uroczystą kawę. Podczas rozmowy z radcą dochodzi do sprzeczki, staruszek mówi, że nie chce dożyć kolejnego powstania. Marcin biegnie na ulicę, przy której mieszka Biruta. Okazuje się jednak, że Biruta z ojcem i całą rodziną pięć tygodni temu wyjechała w głąb Rosji, bo doktor miał mieć tam lepszą pracę. Borowicz czuje rezygnację, rozpacz, ogromną tęsknotę. Biegnie do parka i siada na swojej ławce. W letargu zastaje go Andrzej Radek, który podaje mu rękę na znak wsparcia i przyjaźni.